***
Obóz powoli szykował się do snu. Sierżant podszedł do Alberta, kiedy ten, ukończywszy opatrywanie, obmywał ręce.
— Rozważnie uczyniłeś prosząc Ojca Piotra o wstrzymanie chłopów. Jeśli moi żołnierze nie mogli dać rady potworowi, to co dopiero oni.
— Lepiej nie ryzykować — odpowiedział zakonnik. — Pewnie większość straciłaby życie. Mam nadzieję, że list dotrze nim zdążą wyruszyć.
— Wieleń blisko, droga prosta, a i chłopak pełen zapału. Zdąży. Bardziej martwię się o nasze posiłki — tu skierował wzrok na zachód. — Zastanawiam się czy dobrze robimy czekając w tym obozie. Rozbiliśmy go 2 dni temu i mieliśmy tylko przeprowadzić ćwiczenia w lesie. Z drugiej strony, żołnierze zasługują na chwilę wytchnienia przed dalszą drogą.
— W pięćdziesięciu i tak nie jesteśmy w stanie dobrze obstawić Groty Pokutnika…
— Pięćdziesięciu czterech — poprawił go sierżant. — Chodźmy spać, trzeba wypoczywać, póki jest ku temu sposobność. Kiedy rozpoczniemy oblężenie smoczego leża, niewykluczone, że trzeba będzie czuwać dzień i noc, aby nie dać się zaskoczyć.
Smoczątko – część 5
Po lekturze klasztornych ksiąg, podejrzenia Ojca Piotra potwierdziły się. Nawet ostra kosa, a co dopiero solidny miecz, czy pika, mają szansę przebić cienką jeszcze łuskę. Zakonnik znalazł też alternatywną, choć ryzykowną metodę. Uczony Dobromir Zmyślny zaleca ubicie zwierza w guście bestii, dajmy na to owcę lub krowę, następnie przysmak wypycha się siarką i pozostawia w okolicy leża stwora. Zagrożenie polega na tym, że jeśli siarka nie uśmierci potwora, to jego ogień gorzał będzie w dwójnasób. Mimo to, duchowny czuł niepokój. Według większości sprawdzonych przez niego źródeł, smoka szczególnie winny wystrzegać się młode dziewice, cieszące się jego wyjątkowym zainteresowaniem. Ostatnie zdarzenia ukazywały jednak zgoła inne upodobania gada i jeśli pozostałe informacje były równie precyzyjne…
Smoczątko – część 4
Stopniowo, podczas pokonywania kolejnych odcinków drogi, zapach spalenizny wzmagał się. Słysząc krzyki ludzi, zakonnik przyspieszył. Wjeżdżając pomiędzy szalejące płomienie, czuł jak gdyby przeniknął przez piekielny portal, gdzie drzewa ustępowały miejsca upiornym kikutom, a powietrze zastąpił palący dym. Dzikie języki ognia trawiły okoliczne rośliny oraz kilku nieszczęśników, których przeszywający wrzask jeszcze długo miał przebrzmiewać w myślach Alberta. Jego koń wyrywał się i jeździec z trudem nad nim panował.
Smoczątko – część 3
Wincent przewrócił stolik stojący obok i odskoczył, tak, że mebel zablokował drzwi do pieca.
— Rany boskie! Szybko – krzyknął – łap tę skrzynię!
Wspólnymi siłami, podparliśmy nią stolik i usiedliśmy, zlani potem – ze strachu i wysiłku. Z pieca dobiegało drapanie, od którego włos jeżył się na głowie, a ciarki przechodziły po plecach.
— A na strychu, co trzymasz, bazyliszka?! Coś ty sobie myślał, hodując tu tego demona?!!! Za takie rzeczy palimy na stosie!
Smoczątko – część 2
— Było tak…
***
Ostry kaszel męczył mnie już drugi dzień. Niestety, w klasztornych zapasach zabrakło ziół, na bazie których mógłbym przygotować lekarstwo. Pod wieczór, pokonawszy swoje lenistwo, ruszyłem w zimne i deszczowe ulice. Dżdżące kropelki wpadały za mój kaptur, wywołując nieprzyjemne dreszcze.
Smoczątko – część 1
W karczmie „Pod suchym gardziołkiem” stukały kufle, lało się piwo, mnożyły rozmowy, tworzące niezrozumiały bełkot. Jedynie głos chudego zakonnika zwyciężał wrzawę i zyskiwał spore grono słuchaczy.